Zdziwiłam się jego zachowaniem i nawet nie chciałam tego kontynuować. Zaparłam się nogami na tyle mocno, że nie dął rady pociągnąć mnie dalej.
- Puszczaj mnie, bo ci złamie rękę - ostrzegam, a sama mina mówi, ze nie kłamię. Jestem gotowa to zrobić, tym bardziej, że on jest tylko bezwartościowym człowiekiem, a ja jednym z tych silniejszych mutantów, jakie chodzą po tej ziemi.
Ten spojrzał na mnie krzywo, jednakże wykonał moje polecenie, co mnie ucieszyło. Widocznie jest bardzo posłuszny, na takich lubię wpadać. Posłuszni idioci. Jedni z lepszych grup ludzi.
- Chcesz czegoś ode mnie? - pytam przez zaciśnięte żeby, gdyż fakt, że mnie dotknął, nie spodobał mi się. Jeśli zrobi to jeszcze raz, zabije go, zanim zrozumie, że jestem potworem.
- Sama powiedziałaś, że jest w pobliżu mutant. Czy blefujesz? - nie odpowiedziałam tylko przechyliłam głowę w stronę budynków za nim. Kilka sekund, a ziemia zaczęła jakby drżeć. Blondyn gwałtownie się odwrócił.
- Teraz sobie zadaj to pytanie - mówię, gdy między budynkami ciężkimi krokami na ulicę wchodzi potwór. Był to stary mężczyzna, jednak ciało miał... jakby z wulkanu. Taki gigantyczny robot, z którego wylewa się lawa, która pali wszystko na swej drodze. Był powolny, jednak gdy nas zobaczył, przyśpieszył, zostawiając po sobie wgłębienia w asfalcie, przez swoje wielkie trzy kończyny. Gdy tak biegną, normalnie wraz z chłopakiem zaczęliśmy podskakiwać wbrew woli.
Osunęłam się w cień, a gdy chłopak się obrócił, nie widział. Tylko przed sekundę szukał mnie wzrokiem, po czym ruszył do ucieczki. Ja wskoczyłam na dach budynku pomagając sobie mackami i zaczęłam śledzić ich gonitwę. Potwór był wolny, ale jego kroki były ogromne. Jeśli chodzi o blondyna, on był malutki dla niego, a jego kroki na tyle małe, że gdy on ich robił dziesięć, mutant robił zaledwie dwa. Był coraz bliżej jego, aż w końcu udało mu się go uderzyć. Nieznajomy poleciał na ścianę, w którą uderzył plecami, a z jego ust zaczęła wyciekać czerwona ciecz. Stałam na krawędzi dachu i uważnie się przyglądałam tej pięknej scenie. W końcu jednak coś ją pchnęło, aby zatrzymać potwora. Nie wie co, ale pewnie fakt, że z chłopakiem można świetnie się targować, a nie wszystko udaje jej się znaleźć, nawet zabijając innych. Może jednak utrzymać go przy życiu, przez jakiś czas?
Wyskakuję z dachu, ujawniając swoje macki, a moje oko się przemienia.
- Zostaw tego idiotę. Z kim ja wtedy się będę targować? - odezwałam się do przybysza, który odwrócił się w moją stronę. Byłam od niego o wiele mniejsza, tak samo jak chłopak, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie chciał rozmawiać, a każdy jego ruch był na tyle wolny, że za nim go wykonał, byłam już za jego plecami. - Smarkaczu, uciekasz czy dalej będziesz się wykrwawiać? - podchodzę do niego, a jego mina jest zszokowana. - Wiesz co? Mam dla ciebie świetną propozycję - w oczach chłopaka widzę jakby strach, którego nie ukazuje.
- Czego chcesz? - podnosi się na łokciach. Moje macki się wydłużają i okrywają mnie i chłopaka, w takiej jakby kopule. Przybliżam się do niego tak, że dzieli nas tylko centymetr. Patrze mu uważnie w oczy, ze swoim psychicznym uśmieszkiem.
- Ty będziesz mi oddawał wszystko, co znajdziesz, a ja cię będę ochraniać przed mutantami. W końcu nie jestem idealna, ze wszystko znajdę i zrobię. Jestem tez leniem - proponuję, a chłopak milczy. Czuje kolejne uderzenie. - Decyduj. Pamiętaj, że w każdej chwili mogę stąd zniknąć, aby on cię zmiażdżył - dodaje i lekko się prostuje.
<Jack?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz