5 lip 2016

Od Sillieny cd. od Jacka

   Wyprostowałam się, po czym usiadłam na czymś, co przypominało kontener na śmieci, jednak zamiast syfu, w środku leżały kości. Spuściłam więc klapę, po czym na niej usiadłam, nakładając nogę na nogę. Łokieć oparłam o kolana, a głowę na dłoni.
- Możesz być spokojny - odparłam z obojętną twarzą. - Przecież będziesz bezpieczny, nie taka była umowa? Ja mam przedmioty, a ty życie. Nie sprawiedliwe? - na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Lubiłam się targować, a tym bardziej z głupimi ludźmi. Ja bym na jego miejscu wolała zostać zabita od razu, zamiast oddawać wszystkie swoje rzeczy i być po prostu służącą. Ale chłopak wybrał inną drogę, przystał na to, więc teraz nie może się wycofać. Nie teraz, gdyż śmierć spowodowana przeze mnie, będzie bardziej okrutna, niż jakiegokolwiek psychopaty na świecie.
- Tak, ale chciałbym też mieć coś do jedzenia, jak i jakieś opatrunki na wypadek - prostuje się i opieram o ścianę z tyłu, delikatnie zjeżdżając z kontenera.
- Ach tak... - zaczęłam się zastanawiać, jakby to zrobić. - Zrobimy tak. Ja będę miała wszystko, a ty wszystko i nic - odparłam. Chłopak próbował się dowiedzieć, co to oznacza, chciał znać szczegóły tej zagadkowej wypowiedzi. - Dowiesz się w swoim czasie - tylko tyle mu odpowiedziałam. Innego wyboru już nie miał.
Potem uzgodniliśmy kilka podstawowych zasad. Pierwszą było to, że oddaje mi dosłownie wszystko co znajdzie, a jeśli cokolwiek sobie zatrzyma, odgryzam mu jednego palca, a potem jakieś części ciała, na co sam umrze z wykrwawienia się. Druga zasada była taka, że ja go bronię przed wszystkim, co tylko nas zaatakuję. Żadne z nas nie mogło złamać tych zasad, nie ważne z jakiego powodu. Trzecia zasada mówiła o bezpieczeństwu chłopaka z mojej strony, czyli, że póki jest moim służącym, nie mogę go zabić. Nigdy. A tym bardziej na odwrót, chociaż to by się nie sprawdziło. 
Stanęłam na kontenerze, z którego zeskoczyłam. 
- Umowa? - obydwoje się zgodziliśmy. Oczywiście bez żadnego kontraktu, jedynie uścisk dłoni.
Wyszłam na ulicę, by sprawdzić, czy jest bezpieczna. I taka była. Blondyn jakimś cudem wstał i do mnie podszedł. Schowałam swoje mutacje, dzięki czemu wyglądałam jak zwykły człowiek. Poszłam z nim do tego samego domu, do kuchni. 
- Masz pół godziny, by ogarnąć się z krwi. Niech mój głupi sługa wygląda chociaż jak inteligent - odparłam. - Jeśli dasz radę, poszukaj w domu jakichś ubrań na wypadek - po tych słowach poszłam do salonu, gdzie położyłam się na tej samej szafie, pod którą leżał martwy człowiek.
<Jack? Mój sługo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz