3 sie 2016

Od Cory c.d od Natalie

   Nic nie zostało. Czubkiem buta kopnęłam wyważoną płytę, która wcześniej zasłaniała wejście do niewielkiego pomieszczenia w zrujnowanej kamienicy. Pusta szafka, w której przedtem trzymałam wszystkie zapasy, leżała przewrócona na bok. Ktokolwiek włamał się do mojej kryjówki, zabrał wszystko.
   Nie mógł znaleźć broni - pocieszyłam się w myślach, odsłaniając ukryte wyżłobienie w ścianie. Jednak zarówno łuk, jak i strzały przepadły. Złodziej dokładnie sprawdził każdy zakamarek. Jedyne co miałam ze sobą, to stary i dziurawy plecak, znaleziony ostatnio na śmietniku. A więc muszę znaleźć kogoś, do kogo się przyczepię. Albo wreszcie dostać się do Kruków czy Shadow Fang. Jedni i drudzy szukają kogoś doświadczonego w posługiwaniu się bronią, jeśli zdobędę ich zaufanie, może nawet dostanę kiedyś nową broń.
   Godzinę później spacerując przez pobliski las, wypatrywałam jakichkolwiek jadalnych roślin. Choć promienie skaziły ziemię, niektóre zmutowane rośliny nadawały się do zjedzenia. Nie przypominały niczego dotychczas znanego, jednak nie były też czymś nowym. Na przykład takie poziomki, nie były już czerwone, tylko białe. Niby zachowały kształt, ale zmieniły kolor. Szybko rwałam owoce z krzaczków skrytych między drzewami i wsypywałam do kieszeni kurtki.
   I wtedy dojrzałam prawdopodobnie jednego z największych mutantów, jaki mógł żyć w okolicach miasta. Porośnięta futrem, kwadratowa sylwetka niezgrabnie wymijała rozłożyste drzewa, korony ledwo górowały nad bestią. Poznałam naczelnego po jakby ludzkich łapach, którymi zahaczał o co większe krzaki. Mutant musiał uciec z zoo, ale najpierw wchłonął odpowiednio wielka dawkę radioaktywnych promieni, porządnie wyrósł i udał się do bardziej naturalnego środowiska. Chciałam odejść w innym kierunku, lecz zauważyłam, że goryl był zajęty czymś konkretnym. Skryłam się za drzewem, by usłyszeć potem huk pękającego kamienia i dziewczęcy krzyk. Za późno?
   Nie - podpowiedział mi wewnętrzny instynkt. Rzuciłam w kierunku mutanta moją ostatnią nadzieją, w pośpiechu pociągając prowizoryczną zawleczkę. Efekt był niewiarygodny.
   Pośród skrzących się odłamków metalu najpierw zapaliła się jego sierść, dopiero potem usłyszałam potworny ryk. Goryl padł, odsłaniając przerażoną ofiarę. Zza drzewa wychyliła się wysoka, lecz drobna postać z krzykliwie błękitnymi kucykami. Ten kolor był dla mutantów jak napis: „tutaj jest twój obiad”. Przez chwilę mierzyła mnie wzrokiem, jednak nie mogła zobaczyć niczego więcej, niż mojej sylwetki. A potem szybko wycofała się w gąszcze za plecami.
   Co ona wyczynia? Szybko minęłam nadpalonego mutanta w nadziei, że prowizoryczny granat i ogień zabił tak wielkiego zwierza. Przyśpieszyłam ze niespokojnego kroku w bieg i dogoniłam dziewczynę. Nie wiedziałam jak ja zatrzymać, a ona pewnie mnie nie usłyszała. Machinalnie złapałam ją za ramię i prosto z mostu zapytałam:
- Gdzie się wybierasz?
    Dziewczyna odwróciła się z obawą, jednak wyraźnie jej ulżyło na widok kogoś w miarę normalnego. Nastąpiła cisza, przerwana trzaskiem palącego się mięsa. W powietrzu unosił się już okropny smród.
- Ja… nie szukam kłopotów - w końcu wyjaśniła. - Pozwól, że sobie pójdę.
   Już chciałam odpuścić, ale targnęło mną kolejne przeczucie, tym razem bardziej racjonalne. Zapach mokrego szczura wymieszany z…
- Ich jest tutaj więcej. Nie czujesz tego zwierzęcego odoru? Nie radzę zostawać ci tutaj samej - dodałam. - Mogłabyś wrócić ze mną, byłoby raźniej - zaproponowałam, już żałując swych słów.
   Dziewczyna przymrużyła oczy. Nie miałam zielonego pojęcia, co sobie właśnie pomyślała. Ponieważ nie odezwała się słówkiem, powoli zawróciłam w kierunku miasta, wciąż jednak nasłuchiwałam odpowiedzi.
<Natalie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz